sobota, 30 sierpnia 2014

Kimberly Derting - Przysięga

Autor: Kimberly Derting
Tytuł: Przysięga
Oryginalny tytuł: The Pledge
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 270













Przysięga to kolejna powieść opowiadająca o rebeliantach walczących o wolność i lepsze życie. Jej główną bohaterką jest Charlaina, która posiada niezwykły dar - rozumie wszystkie języki. Musi go jednak skrzętnie ukrywać, ponieważ może tę umiejętność przepłacić życiem. W Ludanii panuje podział na klasy. Każda z nich posiada swój własny język i jeśli ktoś z klasy niższej przebywa w obecności osoby posługującej się językiem wyższym w hierarchii zmuszony jest do spuszczenia głowy i wbicia wzroku w podłogę, gdyż niedostosowanie się do tej reguły kończy się karą śmierci. Nietrudno się więc domyślić, że życie w państwie pełnym zasad i reguł, których złamanie kończy się tragicznie nie jest proste. Ludanią rządzi okrutna królowa posiadająca wielu przeciwników. Na terenie całego kraju dochodzi do przejawów buntu i rebelianci w każdej chwili mogą opanować Stolicę.

Charlaina należy do klasy kupieckiej i oficjalnie może porozumiewać się w dwóch językach: uniwersalnym anglais i przynależnym jej klasie parshon. Stara się prowadzić normalne życie, chodzi do szkoły, spotyka się z przyjaciółmi, pomaga rodzicom w restauracji i opiekuje się siostrą. Pewnej nocy na imprezie poznaje tajemniczego Maxa, który domyśla się, iż dziewczyna rozumie język, którego nie powinna. Czy doniesie na nią, tym samym skazując ją na śmierć? Czy życie Charlainy od tej pory będzie zagrożone? A może wręcz przeciwnie - Max okaże się prawdziwym przyjacielem, a może nawet kimś więcej?

Od samego początku nie nastawiałam się na to, iż Przysięga podbije moje serce i okaże się fascynującą lekturą. Oczekiwałam powieści, przy której miło spędzę popołudnie, ponieważ nie jest gruba, więc dłużej na pewno bym jej nie czytała. Spełniła moje oczekiwania i ani przez chwilę się przy niej nie nudziłam, wręcz przeciwnie, cały czas coś się dzieje, akcja jest naprawdę wartka, a uczucie, które połączyło głównych bohaterów nie wysuwa się na pierwszy plan.

"Zastanawiałam się, czemu urodziliśmy się w klasie kupieckiej. Czemu byliśmy lepsi od niektórych, ale nie aż tak dobrzy, jak inni. Ale znałam odpowiedź: to nie miało nić wspólnego z nami. Los tak zadecydował."

Cały czas miałam nieodparte wrażenie, że Przysięga przypomina mi Igrzyska śmierci. Podejrzewam, że Kimberly Derting, delikatnie mówiąc, inspirowała się tą powieścią, bo mamy tu mnóstwo wspólnych elementów np. podobne charaktery Charlainy i Katniss, młodsza siostra, ukrywanie się w schronach, najlepszy przyjaciel, trudne życie, podział społeczeństwa, okrutne rządy... Z drugiej strony ciekawy i niespotykany wydał mi się pomysł z podziałem na klasy mówiące różnymi językami.

Cieszę się, że autorka dużo uwagi poświęciła scharakteryzowaniu ustroju Ludanii. Uczniowie każdego dnia o tej samej godzinie musieli recytować na stojąco przysięgę dla królowej, poza tym w kraju szerzyło się donosicielstwo, gdyż ci, którzy to robili zdobywali przychylność władczyni. Możemy nawet przeczytać o przykładach donoszenia ojców na własne dzieci. W Ludanii istnieją także wyrzutki, którym nie wolno w ogóle odzywać się publicznie. To, że każda klasa posługiwała się innym językiem podzielił społeczeństwo.

Polubiłam Charlainę, ponieważ zawsze wiedziała, jak zachować się w każdej sytuacji, oddałaby życie za siostrę i ogólnie jest w moim typie jeśli chodzi o bohaterki. Wyjątkiem były tylko sytuacje, w których rozmawiała z Maxem, bo wtedy zachowywała się jak skończona kretynka oraz przemyślenia na jego temat w stylu:"Staram się go ignorować, ale nie mogę mu się oprzeć." Jeśli chodzi o innych bohaterów to autorka nie poświęciła im zbyt wiele uwagi, skupiła się na głównej postaci i najbardziej było mi szkoda Arona, przyjaciela dziewczyny, ponieważ miałam wrażenie, że jest interesującą osobą i należałoby mu się przynajmniej tyle uwagi, co poświęcono Brooklynn.

Jeśli szukacie lekkiej powieści, w stylu Igrzysk śmierci, bez oklepanego trójkąta miłosnego, pełnej tajemnic i z ciekawym zakończeniem, to polecam Przysięgę. Nie nastawiajcie się tylko na lekturę, która na długo pozostanie w Waszej pamięci.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Stosik 4/2014

Coś ostatnio rzadko pojawiają się u mnie stosiki, to dopiero czwarty w tym roku :) Dziś pokażę, co ostatnio wypożyczyłam z biblioteki, bo jestem jej częstym gościem :) Mam nadzieję, że wreszcie uda mi się przeczytać kilka pozycji, które mam w planach od lat np. Cień wiatru czy Wiedźmi spisek. Po pierwszym, bardzo nieudanym podejściu do Agathy Christie, mam zamiar spróbować raz jeszcze i dlatego poniżej możecie zobaczyć Morderstwo w Orient Expressie. Za to Dziecko śniegu urzekło mnie swoją przepiękną okładką i wykonaniem i nie mogłam jej nie przygarnąć :)



Carlos Ruiz Zafon - Cień wiatru
Guillaume Musso - Wrócę po ciebie
Agata Christie - Morderstwo w Orient Expressie

piątek, 22 sierpnia 2014

Kate Atkinson - Zagadki przeszłości

Autor: Kate Atkinson
Tytuł: Zagadki przeszłości
Oryginalny tytuł: Case Histories
Seria: Jackson Brodie tom 1
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 366












Kate Atkinson znana jest polskim czytelnikom przede wszystkim z powieści Jej wszystkie życia, o której swego czasu było bardzo głośno w sieci. Ja jeszcze jej nie czytałam, ale mam już za sobą jej najnowszą powieść - Zagadki przeszłości. Ciekawostką jest fakt, iż nie została ona wydana w Polsce po raz pierwszy, istnieje także pod innym tytułem: Historie jednej sprawy. Wielokrotnie powtarzałam już, że kocham kryminały, dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok powieści autorki, która ponoć pisze całkiem nieźle.

Zagadki przeszłości to pierwszy tom cyklu o prywatnym detektywie Jacksonie Brodiem. To mężczyzna w średnim wieku, były policjant, który ma niemały bałagan w życiu osobistym, gdyż rozwiódł się z żoną. Nie do końca się jeszcze z tym pogodził, a na dodatek walczy o każdą chwilę spędzoną ze swą ośmioletnią córeczką. Po tym jak zakończył karierę w policji, założył firmę detektywistyczną i zajmuje się dosyć nieciekawymi sprawami - szuka zaginionych kotów i śledzi żony podejrzewane przez mężów o zdradę. Jednak w pewnym momencie otrzymuje kilka ciekawych zleceń - musi odkryć, kto przed trzydziestu cztery laty uprowadził trzyletnią Olivię, której poszukują, teraz już dorosłe, siostry; a także znaleźć mordercę córki jednego ze znanych prawników oraz odszukać siostrzenicę pewnej pięknej pielęgniarki... Zarówno Brodie jak i czytelnicy mają mnóstwo tajemnic do rozwiązania...

Narrator nie skupia się jedynie na osobie, która spaja wszystkie sprawy czyli Brodiem. Zręcznie przeskakuje z jednego bohatera na drugiego, mam tu na myśli wspomnianego wyżej prawnika, jedną z sióstr czy tajemniczą Caroline, która także odgrywa pewną rolę w powieści. Dzięki temu możemy poznać wszystkie sprawy z różnej perspektywy, a także dowiedzieć się, co siedzi w głowach bohaterów.

Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że moim zdaniem nie jest to kryminał. Nie mamy tu morderstwa, które przez całą powieść rozwiązuje detektyw czy policjant, a na koniec po wielu zawirowaniach i zwrotach akcji poznajemy tożsamość mordercy. Zagadki przeszłości prędzej nazwałabym powieścią obyczajowo - detektywistyczną, gdyż narrator skupia się głownie na rozmyślaniach bohaterów, na ich problemach, a Brodie jako prywatny detektyw ma do rozwiązania kilka przedawnionych spraw, które wydarzyły się w przeszłości.

"Czas to złodziej, okrada człowieka z życia, a jedyny sposób na odzyskanie życia to wywieść czas w pole i wydrzeć my swoją własność."

Nie mogę tu także powiedzieć nic o zaskakujących zwrotach akcji czy zabawie w kotka i myszkę z czytelnikiem. Niestety Jackson skupia się głownie na rozmyślaniu o emeryturze, o tym co będzie wtedy robił oraz o tym jak bardzo nienawidzi nowego faceta swojej byłej żony. Sprawy posuwają się bardzo wolno do przodu, wręcz w ślimaczym tempie i będąc już w okolicach 300 strony Jackson wciąż był w punkcie wyjścia i wiedział tyle co na początku. Nie ma tu więc mowy o tym, bym mogła się zastanawiać, kim są sprawcy przestępstw, bo zarówno Brodie jak i ja nie wiedzieliśmy nic oprócz tego, co powiedzieli zleceniodawcy.

Jackson nie wyróżnia się niczym zwyczajnym spośród innych bohaterów angielskich kryminałów czy thrillerów, przypominał mi Toma Thorna znanego mi z Kokonu autorstwa Marka Billinghama. Nie znaczy to jednak, że go nie lubiłam, wręcz przeciwnie, lubię ten typ bohatera. Jest cierpliwy, momentami melancholijny, ale nie użala się nad sobą, posiada też specyficzne poczucie humoru i wiele rzeczy traktuje z ironią. Poza tym jest typem samotnika - nie ma zbyt wielu przyjaciół, z nikim się nie spotyka i koncentruje się głównie na pracy i, tak jak wspomniałam, na rozmyślaniu o emeryturze.

Jeśli chodzi o innych bohaterów, to spodobało mi się to, iż nie byli bez wad. Dzięki temu stali się ludzcy, bardziej wiarygodni, nie byli chodzącymi ideałami. Momentami miałam jednak wrażenie, że autorka bardziej skupia się na ich wadach niż zaletach. Najbardziej irytująca była dla mnie Amelia, jedna z sióstr, która non stop użalała się nad sobą, a najbardziej polubiłam Julię - drugą z sióstr za temperament, za to, że się nie poddawała i była twardą babką.

Początkowo lektura nużyła mnie, chwilę mi zajęło aby przyzwyczaić się do stylu autorki. Sposób narracji był dosyć nudny, Kate Atkinson dodaje mnóstwo niepotrzebnych szczegółów, które tylko rozwlekają fabułę i nic do niej nie wnoszą np.: "Potem skorzystał z toalety, wypił podwójne espresso (ani trochę nie ochłodziło upalnego dnia), kupił papierosy, rzucił okiem na tytuły gazet, nie kupił ich i odjechał z lotniska."

Byłam bardzo ciekawa jaki związek będą miały wszystkie te sprawy, ponieważ tak wyczytałam na okładce. Zastanawiałam się, czy mogą mieć jakiś wspólny mianownik, ponieważ na pierwszy rzut oka nic ich ze sobą nie łączyło. Liczyłam na to, że to będzie własnie ten zwrot akcji, niestety i tu się rozczarowałam.

Miałam też wrażenie, że autorka pod koniec jakby wyrwała się z jakiegoś letargu i uświadomiła sobie, że przydałoby się już zakończyć tę historię albo pośpieszał ją wydawca, bo nagle wszyscy zaczęli wyjawiać Jacksonowi prawdę. Zastanawiam się też, czy King naprawdę czytał tę książkę, skoro stwierdził, że jest to najlepszy kryminał ostatnich czasów.

Zagadki przeszłości niewątpliwie będą ciekawą lekturą dla osób, które lubią powieści obyczajowe i detektywistyczne i dla tych, którzy nie potrzebują wartkiej akcji i rozkoszują się każdą przeczytaną stroną. Mam co do tej powieści mieszane uczucia, ponieważ nie takiej lektury się spodziewałam, ale uważam, że może znaleźć swych wielbicieli  Jej największą zaletą jest to, iż mamy tu nie jedną a kilka tajemnic oraz to, iż Kate Atkinson niemało uwagi poświęciła kreacji bohaterów. Polubiłam Brodiego i z chęcią przeczytałabym kolejne części, by wiedzieć co się u niego wydarzy, ale czy to zrobię? Nie wiem. Czas pokaże.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Jess Rothenberg - Po tamtej stronie ciebie i mnie

Autor: Jess Rothenberg
Tytuł: Po tamtej stronie ciebie i mnie
Oryginalny tytuł: The catastrophic history of you and me
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 415
Rok wydania: 2012












Chyba każdy mol książkowy ma tak, że słyszał o jakiejś książce, ale ma zamiar przeczytać ją dopiero w dalekiej przyszłości lub wcale. Ja miałam właśnie taką sytuację z powieścią Jess Rothenberg Po tamtej stronie ciebie i mnie. Wielokrotnie widziałam ją w bibliotece, ale jakoś zawsze ją omijałam. Jak to się stało, że jednak zmieniłam zdanie? Odpowiedź jest bardzo prosta: przeczytałam pozytywną recenzję na którymś z blogów i stwierdziłam, że warto spróbować.

Bohaterką powieści jest szesnastoletnia Brie, która umiera na wskutek pękniętego serca. Na pierwszy rzut oka wydaje się, iż zmarła na rozległy zawał, ale przecież nie spotyka to ludzi w tak młodym wieku. Przyczyna jej śmierci to właśnie pęknięte serce na wskutek szoku spowodowanego porzuceniem przez chłopaka - największą miłość jej życia, bez której nie wyobrażała sobie przyszłości. Słowa wypowiedziane przez jej jedynego: "Nie kocham cię" są dla niej tak dużym ciosem, że opuszcza wszystkich, których kochała. Nie zaznaje jednak spokoju, lecz trafia do miejsca, w którym przebywają inni zmarli młodzi ludzie. Poznaje tam Patricka, niewiele starszego od niej młodzieńca, który zmarł w latach osiemdziesiątych XX wieku i staje się on jej przewodnikiem po tym nowym miejscu. Szybko okazuje się, że świat po drugiej stronie nie wygląda identycznie jak ten, w którym żyjemy i że dziewczyna może obserwować życie jej najbliższych, a nawet w nie ingerować. Dowiaduje się, że każdy posiada jakiś sekret, tajemnicę, którą nie chce podzielić się z innymi, co zmienia sposób patrzenia Brie na to, jakie życie prowadziła. Co z tego wyniknie? Czy zemści się na chłopaku, który ją porzucił? Czy może pozna prawdę o sobie i o tych, których kochała? Tego dowiecie się, jeśli sięgniecie po tę powieść.

Od samego początku sposób uśmiercenia głównej bohaterki przez autorkę wydał mi się zbyt banalny. Pęknięte serce? Co? Śmierć na wskutek zerwania? Do tej pory uważam, że można to było rozegrać w inny sposób. Z tyłu okładki naczytałam się jak przejmująca i głęboka jest ta powieść, jednak na samym początku nie potrafiłam znaleźć potwierdzenia obietnic wydawcy. Brie stale irytowała mnie swoim zachowaniem, swą naiwnością i zwyczajną głupotą. Dwustronicowe rozmyślania na temat jej ulubionego długopisu sprawiały, że zaczynałam zastanawiać się, czy może nie jestem przypadkiem już za stara na takie książki. Dodatkowo sama bohaterka stwierdziła, że jej JEDYNĄ wadą jest brak talentu wokalnego. Postacią z większym potencjałem wydawał mi się Patrick, który jest bohaterem bardzo tajemniczym, ale z bólem serca stwierdziłam, że autorka i jego musiała zepsuć ograniczając jego wypowiedzi jedynie do flirtu z Brie. Do szału doprowadzały mnie nieustanne myśli Brie, zresztą zawsze wyrwane ni z gruchy ni z pietruchy, w stylu: "Patrick ma przecież takie seksowne ciało" i ubolewałam nad tym, że Jess Rothenberg nie stworzyła po prostu dwójki przyjaciół, gdyż na ewentualną parę w ogóle mi nie pasowali. Poza tym Brie za bardzo skupiała się na sobie i w nielicznych momentach, gdy tego nie robiła zaczynało się robić nieco ciekawiej.

Jednak w pewnym momencie nastąpił przełom i nie wiedzieć kiedy wkręciłam się w tę historię tak, że nie potrafiłam się od niej oderwać. Brie stała się dojrzalsza, nie irytowała mnie już swoim zachowaniem i wahaniem nastrojów i polubiłam ją. Jeśli chodzi o Patricka to zakończył swe ciągłe flirty, spoważniał i z wielką ciekawością czekałam aż poznam jego tajemnicę, historię i okoliczności jego śmierci. Styl autorki poprawił się i książkę zaczęłam czytać z prawdziwą przyjemnością. Szkoda, że nie było tak od początku, ponieważ gdyby nie słabsze pierwsze 100-200 stron, to wychwalałabym tę książkę pod niebiosa i przyznałabym jej wyższą ocenę. Podobało mi się w niej również to, że rzeczywistość w świecie zmarłych jest inna niż w świecie żywych - niektóre miejsca wyglądają inaczej, trudniej też jest dostać się np. do domu, ponieważ droga nie jest taka sama, ulice są jakby poprzestawiane.

Ciekawe jest również to, iż tytuły rozdziałów nie są standardowe. Są to tytuły piosenek, które możemy przesłuchać w trakcie czytania lub po, a na końcu książki dodatkowo została spisana dyskografia, gdzie możemy wyczytać szczegółowe informacje na temat danego utworu.

"Najlepsze, że każde życzenie się spełniało. I każde okazywało się lepsze niż poprzednie. Nie było żadnych zmartwień. Nie było problemów ani koszmarów, kłopotów ani lęków. To w ogóle nie było prawdziwe życie."

Podsumowując, polecam tę powieść przede wszystkim młodzieży. Uważam, że autorce udało się skłonić młodego czytelnika do refleksji, do doceniania tych, których kochamy. Uważam, że główna bohaterka przeszła swego rodzaju przemianę, stała się dojrzalsza i zrozumiała, że nie jest najważniejsza na świecie. Dzięki tej powieści możemy docenić to, co mamy, także rzeczy materialne, których w dzisiejszych czasach ciągle nam mało, ciągle podążamy za posiadaniem coraz większej ilości różnych przedmiotów, a nie zauważamy, że mamy już coś, o czym niektórzy mogą tylko pomarzyć. Po tamtej stronie ciebie i mnie nie jest pustą książką dla nastolatek, dlatego pomimo wszystkich minusów chciałabym ją polecić.

piątek, 15 sierpnia 2014

Eowyn Ivey - Dziecko śniegu

Autor: Eowyn Ivey
Tytuł: Dziecko śniegu
Oryginalny tytuł:  Snow Child
Wydawnictwo: Pascal
Liczba stron: 448
Rok wydania: 2013













Dziecko śniegu to debiutancka powieść autorstwa Eowyn Ivey, pisarki urodzonej na Alasce, która otrzymała swoje imię po jednej z bohaterek Władcy pierścieni. Jak możemy przeczytać na okładce, autorka otrzymała za tę książkę nominację do nagrody Pulitzera, nagrodę 2013 Indies Chioce w kategorii powieść debiutancka, 2012 UK National Book Award w kategorii Autor Roku oraz 2013 Pacific Northwest Booksellers Award. Całkiem sporo jak na debiut, nieprawdaż?

Bohaterami Dziecka śniegu są Mabel i Jack - małżeństwo w średnim wieku, które na starość postanawia przeprowadzić się na Alaskę i żyć z dala od cywilizacji. Codzienność nie jest usłana różami, na wszystko ciężko muszą zapracować własnymi rękami harując na gospodarce, aby mieć co włożyć do garnka. Przyroda nie jest pomocna - klimatu Alaski nie da się porównać do rajskiej wyspy. Na myśl nasuwa się pytanie: po co w ogóle zdobyli się na taki krok, podjęli taką decyzję i zmienili diametralnie swoje życie przeprowadzając się wiele kilometrów od najbliższych? Odpowiedź z jednej strony jest prosta, a z drugiej strony wręcz przeciwnie - Mabel i Jack nie mogą mieć dzieci, kobieta przed laty urodziła martwe dziecko i od tamtej pory czuła się niepewnie w towarzystwie, a w pewnym sensie nawet wykluczona z niego. Pewnego zimowego wieczoru Mabel i Jack lepią ze śniegu dziewczynkę, która następnego dnia znika. Po niedługim czasie okazuje się, że w lesie żyje dziecko, które zna go jak własną kieszeń i ukrywa pewną tajemnicę. Dziewczynka całkowicie odmienia szare życie małżeństwa i wprowadza do ich domu miłość, ciepło i szczęście. Czy zamieszka z nimi? Czy może jednak okaże się, że rzeczywiście jest magiczną istotą? Odpowiedź na te i inne pytania poznacie, jeśli sięgniecie po Dziecko śniegu.

Małżeństwo Mabel i Jacka od lat wypełnia pustka wywołana brakiem potomka. Zatracili gdzieś radość życia, skupiają się wyłącznie na egzystowaniu z dnia na dzień, nie przytulają się i rzadko ze sobą rozmawiają. Pojawienie się śniegowej dziewczynki wypełnia tę pustkę i przywraca im umiejętność cieszenia się z małych rzeczy i beztroskę - znów są szczęśliwymi ludźmi, którzy radują się z tego, co mają, znów się śmieją, a nawet tańczą nucąc pod nosem. Nie jest to oczywiście zmiana, która zachodzi w nich z dnia na dzień. Nie zaczynają się też zachowywać jak dzieci, co to to nie. Zachodzi w ich sercach i umysłach powoli i rośnie wraz z każdym pojawieniem się dziewczynki.

"Czy wciąż będziesz mnie całować gdy siwizną skrzy się głowa i czy wciąż majową siłę będzie miała w grudniu miłość?"

Muszę też wspomnieć o przyjaźni, która rodzi się między nimi a rodziną Bensonów. Esther i George to przyjaciele, których w obecnych czasach należy szukać ze świecą, a jeśli się takowych znajdzie, to każdego dnia trzeba pielęgnować tę relację. To ludzie, którzy zawsze pomogą w potrzebie, bez względu na wszystko, nie oczekując niczego w zamian. Nie potępiają Mabel i Jacka, lecz wspierają na każdym kroku, pomagając im odnaleźć się w trudnej sytuacji, gdyż zwyczajnie nie są przyzwyczajeni do życia na Alasce i wszystkiego muszą uczyć się od nowa. Sytuacja, w której Esther wraz z synem na kilka tygodni wprowadziła się do chatki naszego małżeństwa, by pomóc w niezwykle trudnym wydarzeniu, które ich spotkało, poruszyła mnie do głębi.

Powieść Eowyn Ivey to debiut, jednak ja nie odczułam, by była w jakimś stopniu niedopracowana, czy niekompletna. Uważam, że autorka zasługuje na wszystkie nagrody o których wspomniałam powyżej, gdyż czyta się ją naprawdę dobrze. Posiada ona niezwykły talent do opisywania przyrody, co dla mnie jest bardzo ważne i zawsze zwracam uwagę na to, jak pisarz opisuje miejsce akcji. W Dziecku śniegu możemy przeczytać multum opisów, które są niezwykle barwne i ciekawe, podczas lektury w mojej głowie tworzyły się obrazy namalowane słowami autorki. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że zimny, surowy, okrutny i nieustępliwy klimat Alaski oraz wszystkie zwierzęta, które tam żyją czyli cała natura jest bohaterem powieści, ponieważ zostało jej poświęcone niemal tyle samo uwagi co bohaterom. Z nimi również zżyłam się, wspólnie przeżywaliśmy wszystkie smutki i radości. Podobało mi się również to, że Eowyn Ivey nie skupiła się wyłącznie na głównych bohaterach, ale także na rodzinie Bensonów i dziewczynce, która do końca pozostanie dla mnie tajemnicą.

"Aby w coś uwierzyć, należało zaprzestać poszukiwania wyjaśnień i skupić się na ochranianiu tej iskierki wiary, nim prześliźnie się nam przez palce."

Poza tym książka została przepięknie wydana, za co należą się ogromne brawa dla wydawnictwa. Została dopracowana w najmniejszych szczegółach i gdyby nie to, iż wypożyczyłam ją z biblioteki, z pewnością byłaby ozdobą w mojej biblioteczce. Okładka jest miękka w dotyku i idealnie oddaje klimat powieści. Natomiast papier, czcionka i cała jej zawartość również są na najwyższym poziomie, więc z pewnością książka ta długo będzie służyła czytelnikom.

"Moja najdroższa Mel, nigdy nie możemy być pewni tego, co nam się przydarzy. Życie zawsze miota nami na różne strony. Ale na tym właśnie polega przygoda: nie wiesz, jak to się skończy i dokąd zajedziesz. Ktokolwiek mówi, że życie jest czymś innym niż tajemnicą, okłamuje samego siebie."

Dziecko śniegu nie jest wyłącznie historią o ludziach, którzy lepią sobie dziewczynkę ze śniegu. To opowieść o trudach życia codziennego, o tym, ile pracy kosztuje utrzymanie gospodarstwa, jak ciężkie jest polowanie na zwierzęta, bycie z dala od cywilizacji i dostosowanie się do natury rządzącej się swoim prawami. To także przepiękna opowieść o nieszczęśliwych ludziach, którzy zaczynają doceniać każdą małą rzecz, jaką przynosi im los, o niezwykłej sile przyjaźni i miłości. To magiczna historia, którą polecam wszystkim, ponieważ myślę, że każdy odnajdzie w niej coś, co mu się spodoba. Myślę jednak, że lepiej czytać ją w zimie, ponieważ wtedy właśnie lepiej możemy utożsamić się z bohaterami, którzy po ciężkiej pracy wracają zmarznięci do domu i ogrzewają się kubkiem gorącej herbaty.


środa, 13 sierpnia 2014

Aleksandra Ruda - Odnaleźć swą drogę

Autor: Aleksandra Ruda
Tytuł: Odnaleźć swą drogę
Seria: Ola i Otto tom 1
Oryginalny tytuł: Найти свою дорогу
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 461
Rok wydania: 2010












Odnaleźć swą drogę to powieść wydana cztery lata temu nakładem wydawnictwa Fabryka Słów, którą chciałam przeczytać już od jakichś dwóch lat, lecz zawsze było mi z nią nie po drodze, bo jak to w moim przypadku często bywa, zawsze zabierałam się za coś innego. Nie wiedziałam dokładnie o czym jest, ale dla mnie to wielka zaleta, ponieważ lubię sama odkrywać fabułę, a nie mieć ją przedstawioną jak na tacy na okładce.


Powiem pokrótce o czym jest, bo chcę abyście również sami poznali szalone przygody głównej bohaterki. Ola, właściwie Olgierda Lacha, rozpoczyna studia na Uniwersytecie Nauk Magicznych. Poznaje tam swego najlepszego przyjaciela półkrasnoluda Otta, z którym zakłada biznes polegający na sprzedaży różnego rodzaju alkoholi. Ma niewielkie stypendium i dodatkowy zastrzyk gotówki pozwala jej na kupowanie ciuchów, biżuterii, słodyczy czy częstszego picia piwka z przyjaciółmi. Oczywiście ma dużo nauki, ale oprócz tego prowadzi typowo studenckie życie, które ani przez chwilę nie jest nudne.

W powieści oprócz ludzi występują różne stworzenia począwszy od krasnoludów, elfów i trolli po zombie, tak więc możemy się spotkać z ich ogromną różnorodnością. Autorka jednak nie zanudza nas szczegółową charakterystyką każdej grupy, subtelnie wplata różne cechy, które pozwalają odróżnić jedne od drugich.


"Dobra rada: patrz częściej na to, co się dzieje wokół. Uważnie. To bywa pożyteczne. I przestań w końcu karmić, tulić i pieścić swoje kompleksy."

Odnaleźć swą drogę nie ma budowy typowej powieści czyli początek - rozwinięcie - koniec. No, jeśli ktoś chciałby się przyczepić to może znalazłby te elementy. Jest to po prostu zbiór luźnych opowieści o przygodach i perypetiach głównej bohaterki na przestrzeni czterech lat studiów, które posiadają kilka wspólnych elementów dzięki czemu tworzą jedną powieść. Mam nadzieję, że w miarę klarownie to wytłumaczyłam :) Możemy poczytać o początkach nauki Oli, o jej różnych miłostkach, trudnych egzaminach, przyjeździe nękających ją w liceum "koleżanek", o nieudanych próbach odebrania sobie życia i wielu innych problemach. Wszystko to utrzymane jest w humorystycznym, a czasem lekko ironicznym klimacie.


"Ech, baby... Nie zdążą jeszcze dobrze gałów otworzyć, a już - lusterko."

Na uwagę zasługuje przyjaźń Oli i Otta. Półkrasnolud, posiadacz długiej i poplątanej brody, jest jej najwierniejszym kompanem często ratującym ją z opresji i pocieszającym w trudnych chwilach, zresztą vice versa. Nie jest to relacja przesłodzona, tylko taka na dobre i na złe, taka z krwi i kości. Są to przyjaciele, którzy z pewnością podołają wszystkim przeciwnościom losu. Są sobie niezbędni, bo oprócz wspólnego interesu, nie raz bez pomocy drugiego nie mogłoby się obyć. 

Ola to bardzo zdolna a jednocześnie leniwa dziewczyna. Kombinuje jak by tu ułatwić sobie życie, co dzięki magicznym zdolnościom jej i jej przyjaciół często kończy się sukcesem. Ma różne pomysły, wszędzie jej pełno, wywnioskowałam, że ma początki uzależnienia od alkoholu, ponieważ często lubiła sobie wypić piwko i nie tylko. To taka dziewczyna, której nie da się nie lubić i nawet to, iż momentami jest infantylna i głupiutka, nie przeszkadza mi, ponieważ pasuje to do niej, a nawet było to przyczyną wielu zabawnych sytuacji.


"Miłość jest przydatna tylko do posiaduszek przy księżycu i... hm... jeszcze paru rzeczy. A kiedy ktoś ma kłopoty - wtedy najważniejsza jest przyjaźń!"

Odnaleźć swą drogę to powieść okraszona humorem; momentami była tak zabawna, że zaśmiewałam się w głos. Obiecuję, że nie będziecie się przy niej nudzić. Zastanawiam się tylko, co to za typ na okładce, który chce złapać Olę, bo nie potrafię utożsamić go z żadnym bohaterem. Nie przypominam sobie, bym czytała kiedykolwiek powieść ukraińskiego autora i jeśli takowej poszukujecie, to skorzystajcie z mojej propozycji, dla wielbicieli miłości też coś się tu znajdzie :) Ja tymczasem planuję lekturę drugiego tomu, który na szczęście jest w mojej bibliotece.


Ola i Otto:
Odnaleźć swą drogę ׀ Wybór


poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Kendare Blake - Anna we krwi

Autor: Kendare Blake
Tytuł: Anna we krwi
Oryginalny tytuł: Anna dressed in blood
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 320
Rok wydania: 2012













Cas Lowood to specjalista w walce z duchami. Po tragicznej i makabrycznej śmierci swego ojca w spadku dostaje nóż, którym może zabijać duchy. Odsyła je w inne miejsce, nie wiadomo czy lepsze, nie wiadomo czy zaznają tam spokoju, ale pewne jest iż nie powrócą na ziemię. Jest tak dobry w tym co robi i przede wszystkim skuteczny, że ludzie z całego kontynentu wydzwaniają do niego lub piszą listy z prośbą o pozbycie się ducha - mordercy. Dzięki właśnie takiej prośbie Cas dowiaduje się o istnieniu Anny - duchu dziewczyny zamordowanej w 1958 roku w niewyjaśnionych okolicznościach, która przebywa w zamieszkiwanym przez siebie niegdyś opuszczonym domu i morduje włóczęgów. Szybko okazuje się, że zabicie Anny wcale nie jest takie proste, bowiem to właśnie jej zagadkowa śmierć ma wiele wspólnego z jej morderczą naturą...

Cierpię na niedosyt powieści o duchach. Wampiry i wilkołaki wychodzą mi już uszami, dlatego z chęcią i z zaciekawieniem podeszłam do lektury tej powieści. Spodziewałam się raczej lektury z cyklu przeczytać i zapomnieć i ani przez sekundę nie pomyślałam, że aż tak mi się spodoba! Nie wiedziałam, że lektura Anny we krwi będzie czymś więcej niż tylko miłym spędzeniem kilku godzin. Nie mogłam się od niej oderwać, pochłonęła mnie całkowicie, najprawdopodobniej dzięki niesamowicie lekkiemu i przyjemnemu stylowi autorki oraz porywającej akcji.

"Nikt nie będzie mnie porównywać do jakiegoś zniewieściałego, bawiącego się zaklęciami chłopczyka w głupich okularach."

Cas to chłopak niedający sobie w kaszę dmuchać. Jest twardy, nieustępliwy i momentami uparty. Nie jest naiwny, zna się na ludziach i potrafi rozszyfrować ich zamiary. Oprócz matki i garstki przyjaciół ojca nie ma nikogo bliskiego. Często się przeprowadza, gdyż ma "zlecenia" w różnych częściach kraju i nie zawiera przyjaźni. Trudno jest mu się zaadaptować w stale zmieniających się środowiskach, lecz nie przeszkadza mu to, ponieważ koncentruje się tylko na swojej pracy. Gdy przybywa do Thunder Bay, aby rozprawić się z Anną poznaje dwie osoby z którymi się zaprzyjaźnia, co nigdy mu się nie zdarza, bo jak sam mówi potem by tylko tęsknił. Bez trudu nawiązuje porozumienie z Thomasem - telepatą, który nikomu nie zdradził swej tajemnicy, outsiderem i obiektem żartów. Zawiera również bliższą znajomość z Carmel - najważniejszą dziewczyną w szkole, od której na początku chciał dowiedzieć się jedynie jak najwięcej na temat historii Anny. Jego przyjaciele są super, bardzo ich polubiłam, ponieważ posiadają cechy, jakich szuka się w drugiej osobie - są pomocni, często bez mrugnięcia okiem zgadzają się na różne szalone rzeczy, a także nigdy nie zostawiają Casa w potrzebie.

"W drodze jestem wolny, zawieszony pomiędzy jednym miejscem a drugim."

Bardzo spodobało mi się również to, w jaki sposób zostały przedstawione duchy. Są w większości mordercze, same w przeszłości zginęły jako ofiary zabójstw w dziwnych okolicznościach i teraz nawiedzają miejsca swej śmierci i pozbawiają życia innych ludzi. To właśnie dlatego Cas chce się ich wszystkich pozbyć - by przestały zabijać. Nie są to milusie duszki, które samotne i nieszczęśliwe włóczą się po świecie lecz straszne, przerażające istoty. Poza tym na pierwszy rzut oka wyglądają jak zwyczajni ludzie, dopiero po wnikliwym przyjrzeniu się widać, że nimi nie są.

W powieści Kendare Blake nie brak sytuacji wywołujących dreszczyk emocji, a podczas czytania w nocy nawet lekkiego strachu. Jest tu też kilka dosyć obrazowych opisów dotyczących na przykład makabrycznej śmierci. Anna we krwi to nie jest kolejny paranormal romance i uważam, że nadaje się dla każdego miłośnika historii duchach, niezależnie od płci. Poza tym, co mnie zresztą bardzo zdziwiło, fabuła nie opiera się tylko na "sprawie" Anny. Myślałam, że gdy już ją dopadnie (lub nie) to powieść się skończy, ale nie, tu występuje także wątek osobisty głównego bohatera, który musi się rozprawić z koszmarami z przeszłości.

"Nie jest snującym się bez celu widmem, wkurzonym na swego zabójcę. Jest samą śmiercią, bezmyślną i makabryczną, i mimo iż stroi się w krew i żyły, nie potrafię oderwać od niej spojrzenia."

Z Anną we krwi spędziłam wiele cudownych chwil. Nie sądziłam, że mam w swojej biblioteczce tak świetnie skonstruowaną powieść młodzieżową. Być może oceniam ją tak pozytywnie, bo zwyczajnie nie spodziewałam się czegoś więcej niż książki, o której zaraz zapomnę. W trakcie lektury miałam ochotę zacząć czytać tę książkę od początku, co rzadko mi się zdarza. Zwyczajnie przerosła moje oczekiwania i bardzo miło zaskoczyła. Ciekawa jestem, czy w Polsce ukażą się kolejne części, bo z wielką chęcią bym je przeczytała.

sobota, 9 sierpnia 2014

Mitch Albom - Zaklinacz czasu

Autor: Mitch Albom
Tytuł: Zaklinacz czasu
Oryginalny tytuł: The Time Keeper
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 284
Rok wydania: 2014













Czy kiedykolwiek zastanawialiście się jakby wyglądał świat bez odmierzania czasu? Jakby wyglądało Wasze życie? Dziś nikt nie wyobraża sobie świata bez liczenia minut, godzin, dni, miesięcy, lat... A jednak dawno dawno temu nikt tego nie robił, ludzie uważali, że to dzień i noc nieustannie walczą ze sobą o przewagę lub że to bogowie kontrolują Słońce i Księżyc. Dziś opowiem o książce, dzięki której na pewno najdzie Was refleksja na temat znaczenia czasu w Waszym życiu.

"W miarę jak ludzkość ogarniała obsesja godzin, żal nad straconym czasem stał się wieczną raną w sercu człowieka."

Mitch Albom to kompletnie nieznany mi autor. Podejrzewam, że gdybym nie zobaczyła tej książki kilka miesięcy temu w Empiku, nie przeczytałabym jej. Z tego co wyczytałam na okładce powieści Alboma rozeszły się w nakładzie 35 milionów egzemplarzy, a trzy z nich zostały zekranizowane. Dziwi mnie to, że skoro jest on tak znany, to nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, ale widocznie informacja o jego innych dziełach jakoś wcześniej do mnie nie dotarła.

"Czasem, kiedy nie dostajemy miłości, której pragniemy, dawanie czegoś drugiej osobie pozwala nam myśleć, że w końcu ją dostaniemy."

Zaklinacz czasu to opowieść o trójce ludzi, którzy w ogóle się nie znają. Są w różnym wieku, prowadzą odmienny tryb życia, ale łączy ich jedno - jak każdy człowiek odmierzają czas. Mają go albo za dużo albo za mało, nigdy wystarczająco. Dor to młody mężczyzna żyjący u zarania dziejów, to on stworzył pierwszy zegar, to on jest pierwszym człowiekiem, który zaczął odmierzać czas i liczyć upływające godziny. Sarah to nastolatka, która nie może odnaleźć się w społeczności typowych młodych Amerykanów. Nie jest olśniewająco piękna, tu i ówdzie ma za dużo tłuszczyku, a co najważniejsze spostrzegana jest jako kujon niewarty najmniejszego zainteresowania. Gdy zwraca na nią uwagę największy przystojniak w szkole, ma nadzieję, że wreszcie ktoś zauważy wewnętrzne piękno, które drzemie przecież w każdym z nas. Chciałaby, aby czas leciał szybciej, by chwile spędzane bez Ethana jak najprędzej się skończyły. Natomiast Victor to osiemdziesięcioletni mężczyzna, który osiągnął w życiu wszystko, jest na czternastej pozycji najbogatszych ludzi na świecie, ma domy, samochody, firmy, ale w pogoni za sukcesem i pomnażaniem majątku zatracił gdzieś miłość, którą przed laty obdarzał swą żonę Grace. Gdy dowiaduje się, że jest śmiertelnie chory, postanawia przedłużyć swoje życie, chciałby mieć jeszcze więcej czasu...

"Człowiekowi, który może mieć wszystko, większość rzeczy nie potrafi dać radości. A człowiek bez wspomnieć nie jest niczym więcej niż pustą skorupą."

Podczas lektury Zaklinacza czasu śledzimy losy trójki bohaterów, którzy chcieliby mieć więcej lub mniej czasu. Książka Alboma nie jest łatwa, lekka i przyjemna, nie polecam zabierania jej za sobą na relaks na plaży. Styl powieści kojarzył mi się z Biblią, zdania są krótkie, a język momentami poetycki. Mam wrażenie, że jest to opowiadanie, być może dlatego, że książkę tę czyta się szybko i jest stosunkowo cienka.

"Wszyscy tęsknimy za  tym, co utraciliśmy. Czasem jednak zapominamy o tym, co mamy."

Byłam ciekawa, jak potoczą się losy bohaterów, ale niestety nie potrafiłam się z nimi utożsamić, byli mi obojętni. Choć chciałam dowiedzieć się, jak zakończą się ich historie i czy może ich losy się przeplotą, to nie czytałam ich z bijącym sercem i przyspieszonym oddechem. Być może dlatego, że ich zachowanie i wybory niejednokrotnie irytowały mnie. Zastanawiałam się po co osiemdziesięciokilkuletni mężczyzna chce się zamrozić, by obudzić się za kilkadziesiąt/kilkaset lat i wyleczyć raka, skoro i tak, nie oszukujmy się, znajduje się u kresu życia i większą jego część ma za sobą. Jeśli chodzi o Sarah to momentami czułam się jakbym czytała o dwóch różnych osobach, bo skoro była naprawdę inteligentna, zdawała wyśmienicie wszystkie egzaminy, to dlaczego momentami była taka głupia i naiwna? Podejrzewam, że to miłość tak obezwładniła jej umysł, by robić wszystko aby Ethan poświęcił jej choć jedną chwilę uwagi więcej. Muszę jednak przyznać, że w pewnym momencie jej współczułam.

"Kiedy ma się nieskończoną ilość czasu, nic nie jest wyjątkowe. Jeżeli nigdy niczego nie tracimy ani nie poświęcamy, nie potrafimy docenić tego, co mamy."

Powiem szczerze, że mam co do tej książki mieszane uczucia. Nie zachwyciła mnie, nie porwała, zabrakło mi w niej czegoś, jakiejś iskierki, która sprawiłaby, że powieść ta wywołałaby u mnie jakieś większe emocje. Lecz 100 ostatnich stron było naprawdę dobrych i myślę, że gdyby cała książka taka była, to z pewnością mogłabym ją polecić każdemu. Nasunęła mi się taka myśl, że zanim ludzie zaczęli odmierzać czas byli wolni, a odmierzanie czasu stało się ograniczeniem naszej wolności. Zaklinacza czasu ani nie polecam ani nie odradzam, myślę, że sami powinniście spróbować i wyrobić sobie własną opinię, być może na Was wywrze większe wrażenie.


czwartek, 7 sierpnia 2014

Co nowego przyniesie sierpień 2014 czyli zapowiedzi!





Janet Evanovich - Złośliwa trzynastka
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Książki o Stephanie Plum są śmieszne i wciągające jak kolejne odcinki serialu. Każda kolejna to inna historia oraz nowe przygody trzydziestolatki z Jersey, która pracuje jako łowczyni nagród. 

Małżeństwo Stephanie Plum trwało jedynie piętnaście minut. Kolejny kwadrans pozwolił jej złożyć pozew o rozwód w nadziei, że nigdy więcej nie zobaczy swojego ex. Okazuje się, że to tylko pobożne życzenie. W dziwnych okolicznościach Stephanie zostaje posądzona o zabójstwo byłego męża. Oto skandalistka, Stephanie Plum i jej zwariowane przygody.

Premiera: 8 sierpnia








Kate Atkinson - Zagadki przeszłości
Wydawnictwo: Czarna Owca
Nadzwyczaj gorące lato w Cambridge, miejscu, w którym Jackson Brodie, były inspektor policji, a dziś prywatny detektyw nigdy nie czuł się dobrze. Właśnie rozpadło się jego małżeństwo, ponadto wszedł w ten niebezpieczny wiek, w którym mężczyźni zaczynają nagle zauważać, że ich także czeka śmierć, oczywista i nieodwracalna. Otoczony intrygą i nieszczęściami innych, Jackson zaczyna zastanawiać się nad własnym życiem. Mimo przygnębienia musi znaleźć rozwiązanie kilku zagadek. Zazdrosny mąż podejrzewa żonę o zdradę. Dwie siostry, stare panny, dokonują szokującego odkrycia. Pewien prawnik prowadzi śledztwo w sprawie dawnego morderstwa. Pewna pielęgniarka traci siostrzenicę, a jakaś wdowa swoje koty.
Premiera: 13 sierpnia







Blake Crouch - Wayward Pines. Bunt
Wydawnictwo: Otwarte
Drugi tom trylogii Wayward Pines o losach agenta specjalnego Ethana Burke, który trafia do tajemniczego miasteczka w stanie Idaho, gdzie wszystko jest grą pozorów. Jest tylko jedna rzecz straszniejsza niż obłęd: świadomość, że jesteś przy zdrowych zmysłach... „Wayward Pines jest kulminacją moich dwudziestoletnich starań, których celem było stworzenie czegoś, co wywołałoby we mnie podobne odczucia jak Miasteczko Twin Peaks, Przystanek Alaska, Z Archiwum X czy Lost. Zgubieni”. Blake CrouchNa podstawie trylogii Wayward Pines powstał dziesięcioodcinkowy serial telewizji FOX. W postać Ethana Burke'a wcielił się Matt Dillon – nominowany do Oscara za rolę w Mieście gniewu. Reżyserem filmu jest M. Night Shyamalan, twórca takich kinowych hitów jak Szósty zmysł czy Osada.
Premiera: 27 sierpnia






Katarzyna Michalak - Dla Ciebie wszystko
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Czy potęga miłości wystarczy aby uratować czyjeś życie?Rudowłosa Ania Kraska, która w Imię miłości przybyła do Jabłoniowego Wzgórza jako drobna, wystraszoną 10-latka, w kolejnej części opowieści staje się piękną, pewną siebie młodą lekarką. Jednak nie tylko ona będzie tu główną bohaterką - na jej drodze stanie przerażony, bezbronny, porzucony przez matkę czterolatek. Ania jest gotowa poświęcić bardzo wiele, żeby mu pomóc . To nie koniec niespodzianek- losy Ani z Jabłoniowego Wzgórza dziwnym trafem splotą się z losami bohaterów Wiśniowego Dworku. Uczucia, intryga kryminalna, mafijne porachunki i nadzieja na prawdziwą miłość to składniki tej emocjonującej lektury.
Premiera: 27 sierpnia








Alexandra Bracken - Nigdy nie gasną
Wydawnictwo: Znak
Mam na imię Ruby. Niektórzy nazywają mnie Liderką, ale tylko ja wiem, kim jestem naprawdę. Potworem.

Przede mną najbardziej ryzykowana misja w moim życiu – wojna, w której stawką jest ocalenie tych, których kocham. Zwycięstwo może oznaczać przegraną bitwę o samą siebie.

Jestem ostatnią z Pomarańczowych i jestem gotowa na wszystko.
Premiera: 11 sierpnia









Dave Cousins - Czekając na Gonza
Wydawnictwo: GW Foksal
Mistrzowski styl autora 15 dni bez głowy, tytułu gorąco przyjętego przez polskich recenzentów.

Historia młodej dziewczyny, która zachodzi w ciążę. Chłopak znika, zaś główna bohaterka postanawia urodzić dziecko. Młodszy brat wspiera siostrę i nie może doczekać się Gonza. Powieść wzrusza, bawi i zaskakuje. Znakomity język, świetne postaci niezapomniane sceny.
Premiera: 27 sierpnia









Mira Grant - Przegląd Końca Świata. Blackout
Wydawnictwo: SQN
Tylko jedna rzecz jest pewna: zawsze może być jeszcze gorzej

Kiedy w 2014 roku opracowywano lek na raka i skuteczną szczepionkę przeciwko grypie, nikt się nie spodziewał, że świat stanie na skraju zagłady. Po ćwierćwieczu walki o dawny świat, bez strachu o jutro, ludzkość wyszła na prostą. Wtedy też okazało się, że to nie zombie, a sam człowiek jest największym zagrożeniem.

Niespodziewany wybuch epidemii na Florydzie staje się kolejnym kamieniem milowym w spisku stulecia, a ekipa Przeglądu Końca Świata zostaje oskarżona o bioterroryzm. Sytuacja wymaga podziału grupy. Shaun wyrusza zbadać źródło zarazy, natomiast reszta udaje się do legendarnego hakera Małpy po nowe tożsamości. A do tego wszystkiego dochodzi tajemnica Obiektu 7c przetrzymywanego w tajnych laboratoriach CZKC…

Pozostało jeszcze tak wiele do zrobienia, a zegary nieubłaganie odmierzają czas do wielkiego finału. Czy młodym dziennikarzom wystarczy odwagi, żeby stawić czoła szalonym naukowcom, wytworom ich eksperymentów oraz pozbawionym sumienia agencjom rządowym?

BLACKOUT to wstrząsający finał epickiej trylogii o dziennikarzach przyszłości, poszukujących prawdy w warunkach wybitnie niesprzyjających… podczas zombie-apokalipsy.
Premiera: 27 sierpnia



To są właśnie pozycje, które zostaną wydane w sierpniu i które chciałabym przeczytać. W niektórych przypadkach mam do nadrobienia poprzednie tomy. Dajcie znać, które książki Was zaciekawiły i które macie w planach :)


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Liliana Fabisińska - Maksio ma kłopoty, Pierrota bolą kopytka czyli kilka słów o książkach dla dzieci

Autor: Liliana Fabisińska
Tytuł: Maksio ma kłopoty, Pierrota bolą kopytka
Seria: Klinika pod Boliłapką tom 1 i 2
Wydawnictwo: Papilon
Liczba stron: 95
Rok wydania: 2014













Nie recenzuję książek dla dzieci, ale z racji tego, że mam młodszego brata, wciąż je czytam. Ostatnio już rzadziej, bo nauczył się czytać samodzielnie, ale czasem się zdarza. Nie mogłam przejść obojętnie obok nowej serii książek pani Liliany Fabisińskiej, której poprzednie dzieła wspominam z niemałym sentymentem. Gdy miałam 10-11 lat z wypiekami na twarzy czytałam o losach dziewcząt z serii Bezsennik oraz o przygodach Amora z powieści Amor z ulicy Rozkosznej i  Amor i porywacze duchów. Te dwie ostatnie były dla mnie wyzwaniem, ponieważ są dosyć grube, ale radość, jaką czerpałam z ich czytania jest nie do opisania. To powieści przygodowe, idealne zarówno dla dziewczynek jak i dla chłopców.

Maksio ma kłopoty i Pierrota bolą kopytka to dwie pierwsze części serii Klinika pod Boliłapką opowiadającej o tym, jak należy opiekować się zwerzętami. W pierwszym tomie serii spotykamy Filipa, którego największym marzeniem jest posiadanie psa. Podpatrujemy, co robić, by nasz pies był zawsze szczęśliwy i zdrowy. Gdy Maksio, pupil Filipa zaczyna zachowywać się nietypowo, trafia pod opiekę pani Magdy, weterynarz z kliniki pod Boliłapką, która wyleczy go z choroby o nazwie babeszjoza. Dzięki wielu informacjom na temat jej objawów, leczenia i zapobiegania zarówno dzieci jak i rodzice będą mogli w przyszłości rozpoznać tę chorobę u swoich psiaków i niezwłocznie udać się na leczenie. Natomiast w książeczce Pierrota bolą kopytka spotykamy konia, który również zaczyna cierpieć na dziwną przypadłość - tu również interweniuje pani Magda, instruując zarówno bohaterów jak i czytelników, jak postępować w przypadku pojawienia się choroby.

Książki z serii Klinika pod Boliłapką są idealnym połączeniem zabawy i nauki. Dzieci poprzez miłe spędzanie czasu na lekturze mogą nauczyć się mnóstwa przydatnych rzeczy. Książeczki uczą również miłości do zwierząt, tego że są one żyjącymi stworzeniami potrzebującymi miłości i opieki. Uświadamiają, iż zwierzęta są naszymi braćmi, których trzeba szanować. Uważam, że są to prawdy, które należy przedstawiać dzieciom już od najmłodszych lat, by jako osoby dorosłe nie krzywdziły zwierząt.

W książeczkach zawarta jest również duża ilość wiedzy merytorycznej, informacje konsultowane były z lekarzem weterynarii, dzięki temu mamy pewność, że nie są wyssane z palca. Oprócz tego ich bohaterowie są grzeczni, wiedzą, że należy zawsze odrabiać lekcje i być przygotowanym na zajęcia oraz pomagać rodzicom. Polecam je dzieciom w wieku 7-9 lat - mamy tu sporo tekstu, ale również czarno-białe ilustracje, które mogą znudzić młodsze dzieciaki, chcące pooglądać duże kolorowe obrazki. Jeśli macie w rodzinie dzieciaki w tym wieku to seria Klinika pod Boliłapką jest idealnym pomysłem na prezent.

Klinika pod Boliłapką:
Maksio ma kłopoty ׀ Pierrota bolą kopytka ׀ Muszka, która nie umie latać ׀ Jeżynka nie chce się bawić ׀ Hopek nie może jeść

Za książeczki dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

piątek, 1 sierpnia 2014

Bilans miesiąca - lipiec 2014



Lipiec był dla mnie zdecydowanie dobrym miesiącem pod względem książkowym i nie tylko. To mój ulubiony miesiąc w roku i szkoda mi, że już się skończył :( Właśnie w lipcu są moje urodziny, chociaż po raz pierwszy nie podchodziłam do nich z taką radością jak zwykle i dzień ten spędziłam jak każdy inny, chyba się starzeję :P Nie przeczytałam zbyt wielu książek, ale nie spotkałam się na szczęście z żadnym gniotem. Moim odkryciem stały się Służące Kathryn Stockett, które musicie przeczytać, a także wreszcie przeczytałam dwie książki, które miałam w planach już od bardzo długiego czasu, mianowicie Wybranych C.J.Daugherty i Natalii 5 Olgi Rudnickiej. Recenzje tych książek są oczywiście na blogu.

Poczyniłam też drobne zmiany w recenzjach, choć pewnie nikt tego nie zauważył. Są dla mnie ważne, choć nieznaczne. O co chodzi? Nie dodaję już oceny książki bezpośrednio pod recenzją, zainspirował mnie do tego post na czyimś blogu, niestety nie pamiętam kompletnie, gdzie go przeczytałam. Wprawdzie dodaję ocenę w etykietach, ale w głównej mierze po to, by można było rozróżnić, które książki są według mnie słabe, a które godne przeczytania. [edit]: Już wiem, gdzie o tym przeczytałam - na blogu Ludzkiej Sokowirówki klik

Muszę też wspomnieć o moim lipcowym odkryciu. Oczywiście dzięki blogosferze, też już nie pamiętam u kogo konkretnie o tym przeczytałam. Poznałam dwa rewelacyjne blogi prowadzone przez tę samą dziewczynę, wprawdzie nie o tematyce książkowej, ale lifestylowej. Jeden z nich to www.martapisze.pl; autorka porusza tu przeróżne tematy, a drugi to www.codzienniefit.pl, którego tematyką jest po prostu bycie fit. Urzekł mnie styl Marty i regularnie ją czytam.

OK, teraz tradycyjne podsumowanie miesiąca :)

Liczba przeczytanych książek: 7
* Beata Pawlikowska "W dżungli zdrowia"
* Jessica Brody "Klub Karmy"
* Kathryn Stockett "Służące"
* C.J.Daugherty "Wybrani"
* Olga Rudnicka "Natalii 5"
* Mitch Albom "Zaklinacz czasu"
* Liliana Fabisińska "Pierrota bolą kopytka" 
Liczba przeczytanych stron: 2626
Średnia liczba stron dziennie: 85
Najczęściej czytana recenzja: C.J.Daugherty "Wybrani"
Najlepsza książka: K.Stockett "Służące"
Gnioty: -
Dodane recenzje: 5

Dajcie koniecznie znać, jakie perełki przeczytaliście w lipcu!