Tytuł: Zieleń szmaragdu
Seria: Trylogia czasu tom 3
Oryginalny tytuł: Smaragdgrün. Liebe gent dorch alle Ziten.
Liczba stron: 455
Rok wydania: 2012
Stosik: 12/2012
Gdy słyszymy nazwisko Kerstin Gier, przychodzi nam na myśl jedno "Trylogia czasu". Nieważne, czy ją czytaliśmy czy nie, seria ta jest tak znana i powszechnie lubiana, że kojarzymy tę autorkę. Pisałam już o niej w recenzjach poprzednich części, więc tu nie będę się na tym rozpływać, tylko od razu przechodzę do konkretów czyli do zachwytów nad tą, już ostatnią częścią, nad czym bardzo ubolewam. Na początek może kilka słów, o czym jest ta książka (jeśli nie zapoznaliście się jeszcze z tą trylogią, to zachęcam to zajrzenia do poprzednich recenzji - tam jest krótko przedstawiona fabuła pierwszego i drugiego tomu).
Gwendolyn Sheperd, szesnastolatka posiadająca gen przenoszenia się w czasie, pomimo wielu zalet tej sytuacji ma kilka problemów i jeszcze więcej pytań, na które odpowiedzi sama chciałam bardzo poznać. Za kilka dni wyruszy w przeszłość na bal, podczas którego po raz kolejny spotka się z Hrabią de Saint Germain. Bardzo obawia się tego wydarzenia nie tylko z powodu samej podróży. Źródłem jej strachu jest właśnie sam hrabia, który tak naprawdę nie posiada takiego tytułu. Mężczyzna jest przerażający - pod maską sympatycznego pana w średnim wieku kryje się nieobliczalny typ, który potrafi dusić beż użycia rąk.
Gwen nadal uczestniczy w lekcjach etykiety, poddaje się codziennie elapsji czyli kilkugodzinnemu przeskokowi w czasie i stara przyzwyczaić się do nowej sytuacji, w której nie czuje się zbyt pewnie. W trakcie jednego z takich "wypadów" w przeszłość spotyka młodego mężczyznę, który okazuje się być jej dziadkiem (gdyż dziewczyna przenosi się w lata 50. XX wieku) i wspólnie z nim stara się odnaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania głównie te związane z zadaniem, które ma do wykonania; między innymi co się stanie, gdy chronograf zostanie napełniony krwią wszystkich podróżników.
Nie kończą się również jej problemy miłosne. Gideon unika jej a potem rzuca katastrofalne zdanie: "Możemy być przyjaciółmi?". Gwendolyn wypłakuje oczy w poduszkę i stara się zapomnieć o chłopaku, w którym szaleńczo się zakochała. W tej części nasi zakochani przeżywają wiele perypetii. Czy Wy też zakochałyście się w Gideonie i w jego cudnych zielonych oczach?
Kieruję w stronę "Zieleni szmaragdu" same ochy i achy. Nie da się opisać tego słowami, jak bardzo polubiłam całą tę trylogię i jak bardzo żałuję, że to już jej koniec.
Jest to bardzo zabawna i lekka lektura. Xemerius, czyli duch-gargulec, znowu powalał mnie na łopatki swoimi tekstami, przy których śmiałam się sama do siebie jak wariatka.
"Mama najwidoczniej to zrozumiała. Objęła mnie mocno i przez parę chwil nie byłyśmy w stanie ani mówić, ani przestać płakać.
Trwało to do momentu, kiedy Xemerius wetknął głowę przez ścianę:
- O, tutaj jesteś. - Przecisnął się cały do pokoju i sfrunął na stół, z którego przyglądał się nam ciekawie. - O rany! Teraz mamy już dwie pokojowe fontanny, ubiegłoroczny model Niagara Falls najwyraźniej był w promocji."
Szkoda mi tylko trochę, że w tym tomie było mniej Leslie, przyjaciółki Gwen, która była równie zabawna, co Xemerius i totalnie szalona. W ogóle zauważyłam, że w tej ostatniej części autorka skupiła się głównie na dążeniu do zakończenia historii i pojawiało się tu mniej życia szkolnego nastolatki, a więcej właśnie związanego z podróżowaniem w czasie.
Obawiałam się bardzo zakończenia. Miałam nadzieję, że się nie rozczaruję, gdyż to wpłynęłoby na pewno na całą moją opinię. Na szczęście było fenomenalne, lepszego nie mogłam sobie wyobrazić. Wszystkie zagadki, tajemnice i wątki zostają rozwiązane, nawet sprawa ducha Jamesa znalazła swój koniec. A nawet okazało się, że Charlotta nie jest taka idealna jakby się mogło wydawać; mówię tu o niespełnionym uczuciu.
Pewnie większość z Was zazdrości Gwen tego wspaniałego genu. Ja również należę do tej grupy. Uważam, że fajnie by było przenieść się jakieś 20 - 30 lat wstecz, kiedy nie było mnie na świecie i porozmawiać z moimi rodzicami, będącymi mniej więcej w moim wieku.
Bardzo żałuję, że nie spotkam się już więcej z bohaterami Trylogii czasu. Pokochałam tę serię całym sercem i polecam ją wszystkim. Trzecia część spodobała mi się najbardziej, cieszę się, że była troszkę grubsza od pozostałych, choć i tak szybko ją pochłonęłam. Nie mogę się już doczekać filmu, będę chyba pierwszą osobą, która rzuci się na bilety:)
Mam nadzieję, że przekonałam niedowiarków do tej serii i że jak najszybciej będziecie mieli okazję ją przeczytać - bo naprawdę warto.
Moja ocena (która odnosi się zarówno do recenzowanej części jak i do całej serii):10+/5
Trylogia Czasu:
Czerwień rubinu ׀ Błękit szafiru ׀ Zieleń szmaragdu
Zakupiłam część pierwszą trylogii, cieszę się więc, że wszystkie tomy trzymają taki wysoki poziom :-)
OdpowiedzUsuńKiedyś na pewno przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńNajlepsza cześć przecudownej serii! Kocham ją <3
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100%:)
UsuńDopiero teraz przeczytałaś? Jak mogłaś! :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam kilka miesięcy temu, ale dopiero teraz jakoś się złożyło, że wstawiłam recenzję;P
UsuńStanowczo najlepsza część - chociaż cała seria jest cudowna i tworzy jedną, piękną całość ;)
OdpowiedzUsuńChciałabym w swoje łapki pierwszą część :3
OdpowiedzUsuńMnie się wszystkie podobały na takim samym (wysokim) poziomie :P Jedna z lepszych serii ;)
OdpowiedzUsuńKocham tę serię, zachwyciły mnie wszystkie tomy. W zupełności zgadzam się z recenzją. ;)
OdpowiedzUsuńCóż, wypadałoby się w końcu zabrać za tę część i następną bo utknęłam na pierwszej :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam całą serię! Myślę, że nie tylko Ty będziesz się rzucać na bilety do kina;P
OdpowiedzUsuń