Tytuł: A jeśli ciernie
Seria: Rodzina Dollangangerów tom 3
Oryginalny tytuł: If There Be Thorns
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 445
Rok wydania: 2012
Virginia C. Andrews to nieżyjąca od wielu lat autorka bestsellerowej serii o rodzinie Dollangangerów, która na nowo zdobywa rzesze fanów. Bo burzliwych wydarzeniach mających miejsce w drugim tomie spotykamy się z bohaterami dopiero kilka lat później, gdy Cathy i Chris mieszkają razem i wychowują dzieci Cathy: Jory'ego i Barta. Cała rodzina żyje sobie spokojnie i szczęśliwie, nikt nie podejrzewa nawet, jak okrutną prawdę ukrywają rodzice. Pewnego dnia do posiadłości obok wprowadza się nieznajoma dama skrywająca swą twarz za czarnym woalem, która obdarza sympatią Barta, zresztą z wzajemnością. Chłopiec bardzo często do niej chodzi i spędza z nią czas. Kobieta jest bardzo bogata, dzięki czemu może kupować chłopcu co tylko sobie zażyczy. Stać też ją na utrzymywanie służby i właśnie od lokaja Bart dostaje pamiętnik swojego rzekomego przodka, który sprawia, że chłopak zaczyna inaczej patrzeć na otaczający go świat.
Autorka bardzo szybko odkrywa karty i zdradza, kim jest tajemnicza dama w czerni. Ja oczywiście nie zrobię czegoś takiego, ale uważam, że mogła mnie trochę dłużej potrzymać w niepewności, abym mogła spekulować, zastanawiać się kto to jest. Bart jako mały, wchłaniający każde słowo jak gąbka chłopiec szybko zaczyna wierzyć we wszystko, co mówią mu kobieta i lokaj, którego nawiasem mówiąc nie cierpię. To typ bardzo podobny do babki Cathy i Chrisa. Fałszywie religijny, uważa na przykład, że Bóg chce czyjejś śmierci w zamian za czyjeś grzechy czyli ewidentnie całkowicie odwrotnie rozumie sens religii katolickiej. Jego mylne interpretacje Biblii okropnie mnie irytowały, głównie dlatego, że miały bardzo zły wpływ na Barta, który w ciągu kilku miesięcy zmienił się nie do poznania.
"Zdążyłem się już dowiedzieć, co tak naprawdę jest najważniejszą rzeczą w życiu, co się naprawdę liczy - to pieniądze. Kiedy ma się ich całą kupę, nie trzeba się martwić o to, jak je zdobyć."
Jory to syn idealny, podobnie jak matka kocha taniec i ma nadzieję w przyszłości odnosić sukcesy w balecie. Grzeczny, miły, posłuszny, mimo iż przeżywa właśnie okres dojrzewania to nie jest jednym z buntujących się nastolatków. Bart to jego całkowite przeciwieństwo: hałaśliwy, niezdarny - czyli po prostu życiowa ciamajda. Czuje się zagubiony w otaczającym go świecie, niezrozumiany, ma poczucie, że rodzice kochają go mniej niż brata. Myślę, że te czynniki sprawiły, że stał się bardzo podatny na czułość nieznajomej mu osoby, która traktowała go tak, jakby był najważniejszą osobą na świecie i spełniała wszystkie jego dziecięce zachcianki. Od razu rzuca się w oczy fakt, że bohaterowie ci są swym przeciwieństwem, autorka wręcz, moim zdaniem, ich przekoloryzowała, pewnie dlatego, aby czytelnik sądził, że Jory to ten "dobry", a Bart to ten "zły".
Narratorami w tej powieści są naprzemiennie chłopcy. Wolałam, gdy była nią Cathy, sama nie wiem dlaczego, ale lepiej mi się tę książkę czytało. Z drugiej strony wiem, że tego typu zabieg był potrzebny, bo dzięki temu wiemy, co dzieje się w głowach jej synów i patrzymy na świat z ich perspektywy. Szczególnie ważne było to w odniesieniu do Barta, którego zachowanie mocno przekraczało granice i w chwilach "psychozy" możemy być w jego umyśle.
Akcja tej części jest wolniejsza niż poprzednich. W pierwszym i drugim tomie śledzimy życie bohaterów na przestrzeni kilkunastu lat, dlatego też akcja pędzi w zawrotnym tempie. Natomiast tutaj wydarzenia rozgrywają się w ciągu kilku miesięcy i akcja jest wolniejsza i nudniejsza. Miałam wrażenie, że autorka ciągle powiela te same schematy, te same zachowania, tylko w różnych sytuacjach, mam tu na myśli głównie sceny z wybrykami Barta, które przez cały czas były praktycznie takie same.
"Takie już jest życie; na każde dwie sekundy radości przypada dwadzieścia minut smutku. Więc powinieneś zawsze umieć docenić te rzadkie dwie sekundy i umieć cieszyć się każdą chwilą radości."
A jeśli ciernie to jak na razie najsłabsza część serii, mam nadzieję, że kolejne okażą się lepsze, bo widzę, że u Virginii C. Andrews następuje tendencja spadkowa - każda część jest słabsza od poprzedniej. Zdecydowanie to Kwiaty na poddaszu są moim ulubionym tomem i chyba już nim pozostaną. Jednak cała ta seria wywołuje duże emocje, czyta się ją szybko i przyjemnie i sądzę, że mimo tego iż części nie utrzymują jednakowego poziomu, to mogę zaliczyć je do ulubionych. Cała ta historia ma w sobie coś nietypowego i jednocześnie dramatycznego, bo pomimo nieustannych prób Cathy i Chrisa do ułożenia sobie normalnego życia, rzuca im ono wciąż kłody pod nogi.
Ocena: 7/10
Rodzina Dollangangerów:
Przeczytałam Kwiaty na poddaszu, a druga część stoi na półce od kilku miesięcy. Jakoś nie mogę się za nią zabrać.
OdpowiedzUsuńA ja nie mogłam się doczekać lektury drugiej części, pierwsza tak mi się spodobała, że byłam bardzo ciekawa co wydarzy się dalej:)
UsuńWidzę, że oceniłaś ją lepiej niż ja:) Mi niestety nie udało się znaleźć tylu plusów i ogólnie książkę uważam za bardzo przeciętną.
OdpowiedzUsuńZabieram się do tej serii i zabrać nie mogę
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej serii wielokrotnie, ale w sieci krążą na jej temat skraje recenzje, dlatego mam wielkie obawy i nie wiem, czy warto ryzykować i czytać ten cykl. Na razie wstrzymam się jednak z tą decyzją.
OdpowiedzUsuńMyślę, że jednak warto spróbować, aby wyrobić sobie własne zdanie;)
UsuńDużo osób tę serię krytykuje, a mnie się podobała. Fakt, że czytałam ją kilka lat temu, teraz na pewno krytyczniej bym ją oceniła (zauważyłam, że odkąd prowadzę bloga, to bardziej analizuję to co czytam), ale co tam - wspomnienia mam dobre.
OdpowiedzUsuńPierwsze dwie części tej serii przeczytałam naprawdę szybko. Przy tej już zwolniłam, bo zaczęła męczyć mnie ta relacja między Cathy i Crisem. Nie na moje nerwy :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, naczytane.blog.pl